Son

niedziela, 11 września 2016

Rozdział 2

Siedziałam w fotelu patrząc na tańczące w kominku płomienie. Nie pamiętam kiedy ostatnio było tak spokojnie jak teraz. Zero telefonów, pośpiechu, zwykły odpoczynek.
- Powinnaś dużo pić. – Harry wszedł do salonu z dwoma parującymi kubkami.
- Co to? – spytałam biorąc od niego naczynie. Przyjemne ciepło rozeszło się po moich dłoniach, aż w końcu zaczęło je parzyć. Syknęłam z bólu odstawiając kubek na bok.
- Herbata. – odparł krótko siadając naprzeciw mnie. Miał na sobie luźną koszulkę i czarne jeansy, kiedy ja siedziałam w dresach i bluzie pod kocem, wyglądając jak siedem nieszczęść.
- Co ja jestem, Anglik, żeby ciągle pić herbatę? – Harry przechylił lekko głowę na prawą stronę i uśmiechnął się.
- Nie mów mi, że masz coś przeciwko Anglikom. – powiedział specjalnie uwydatniając swój brytyjski akcent. Zawtórowałam mu śmiechem i przymknęłam powieki.
- Dodałem trochę rumu, powinno Cię to rozgrzać. – dodał upijając łyk wrzątku. Na samą myśl o alkoholu zrobiło mi się cieplej.
Siedzieliśmy w ciszy, rozmyślając co dalej. Wiedziałam, że prędzej czy później trzeba będzie wrócić do normalnego życia i zmierzyć się z rzeczywistością, ale na razie byłam za słaba na cokolwiek. Odkąd Harry zabrał mnie ze szpitala minęły trzy dni, które praktycznie w całości przespałam próbując zregenerować siły. Nie miałam już problemu z poruszaniem się samej, a nawet starałam się pomóc Harry’emu, ale ten zbywał mnie mówiąc, że to robota dla jednej osoby. Czułam się bezużyteczna i też taka byłam. Bez swojego sprzętu niewiele mogłam zdziałać ani pomóc, więc jedyne co mi pozostało to odpoczywanie na fotelu, albo ewentualnie na kanapie.
- Pij póki ciepłe. – wskazał głową na stojący na stoliku kubek. Niechętnie wyjęłam ręce spod koca i przyklepałam go na kolanach sięgając zaraz po herbatę. Miałam ochotę wypić wszystko w kilku łykach, ale z pewnością poparzyłabym sobie przy tym gardło, a dodatkowe problemy zdrowotne nie byłyby wskazane. Powstrzymując się dmuchałam w parującą ciecz i upijałam raz po raz małymi łyczkami. Harry patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jego kubek był prawie pusty, ale mimo to ten co chwilę podnosił go do ust.
- Wiem, że chcesz wiedzieć co się stało. – patrzyłam na niego przygotowując się mentalnie do opowieści.
- Powiedz tylko, od czego mam zacząć. – dodałam nabierając powietrza do płuc, co przypomniało mi o tym, iż dawno nie miałam w ustach papierosa. Przeleciałam oczami po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy i utkwiłam go na rozpoczętej paczce Cameli. Harry zapewne domyślił się do czego zmierzam. Kiedy tylko mój wzrok ponownie na nim spoczął, ten wstał i podał mi papierosy wraz z zapalniczką.
- Najlepiej od samego początku, od tego, jak to wszystko się zaczęło. – odparł wracając na swoje miejsce. Sam wyjął swoją paczkę i odpalił jednego papierosa zaciągając się głęboko. Przez dłuższą chwilę nie wypuszczał dymu z ust, przez co zwątpiłam, czy aby na pewno go podpalił, jednak po chwili wyblakła chmura zaczęła unosić się nad jego głową zaspokajając moją ciekawość.
- Masz na myśli to, co spowodowało że skończyłam jak skończyłam? – spytałam niepewna od czego mam zacząć. W końcu wiele rzeczy zostało przed nim zatajone, chociaż miał prawo wiedzieć, a reszta po prostu zdarzyła się kilka lat przed jego poznaniem i nie było okazji, by o tym wspominać.
- Opowiedz mi wszystko to, co uważasz, że powinienem wiedzieć. – jego odpowiedź nie była taka, jakiej bym sobie życzyła, gdyż problem tkwił w tym, iż nie wiedziałam jak w ogóle do tego podejść. Moja historia zaczynała się wiele lat wstecz, kiedy byłam jeszcze nierozgarniętą nastolatką próbującą nowych rzeczy.
-  Od zawsze byłam ciekawskim dzieckiem. Wpakowywałam się tam, gdzie nie powinnam, lubiłam podsłuchiwać interesujących rozmów dorosłych, ale najbardziej kochałam dowiadywać się, jak coś jest zbudowane. Często rozkręcałam zabawki, tostery, a raz nawet próbowałam rozłożyć na części telewizor, ale na szczęście odwiodła mnie od tego mama, grożąc, że jak tata by to zobaczył, nie usiadłabym na tyłku przez tydzień. -  zaśmiałam się pod nosem przypominając sobie tamten wieczór. Ze śrubokrętami w tylnych kieszeniach spodni dumnie zmierzałam w stronę salonu, kiedy moja mama oglądała akurat swój serial. Bezceremonialnie wyłączyłam jej telewizor i zabrałam się za odkręcanie pierwszych śrubek. Zaskoczenie mamy było nie małe. Była na tyle zdziwiona, iż w pierwszej chwili wcale nie zareagowała tylko patrzyła się na mnie oszołomiona. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej co się dzieje i zabrała mi narzędzia krzycząc, co ja sobie myślałam od tak wyłączając jej ulubiony program telewizyjny, potem napomknęła jeszcze o konsekwencjach i zdenerwowaniu taty, jeśli popsułabym telewizor przez swoje małe eksperymenty. Pamiętam, że po tamtym incydencie cała skrzynka z narzędziami taty jak i moja były zamknięte pod kluczem w schowku.
- Chęć rozkręcenia wszystkiego co wpadnie mi w ręce ustała po czternastych urodzinach. Wraz z moim bratem dostaliśmy wtedy nasze pierwsze komputery i zafascynowały mnie one tak bardzo, iż nie wystarczało mi to, do czego potrafiłam dotrzeć sama.
- Co masz przez to na myśli? – Harry zmarszczył brwi nie wiedząc do końca do czego zmierzam. Strzepnęłam nadmiar popiołu do kubka z resztą herbaty i zaciągnęłam się ponownie, nim zaczęłam znowu mówić.
- Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o tych urządzeniach bez konieczności ich rozbierania na części. Innymi słowy, chciałam nauczyć się prawidłowo z nich korzystać. Na szczęście mieliśmy w szkole zajęcia z informatyki, więc chcąc zrealizować swoje postanowienia, zagadałam do nauczyciela. Ten zadowolony, że ktoś próbuje poszerzyć swoją wiedzę na temat komputerów zaczął mi opowiadać o nich wszystko, co sam wiedział. Potem uczył podstawowych kodów, konfiguracji, nieco programowania i szyfrowania. Skupiłam się na tej jednej, jedynej rzeczy i zapominałam o Bożym świecie. Krótko po tym to, co mówił do mnie nauczyciel przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, gdyż wszystko czego mógł mnie nauczyć, zostało mi już przekazane. Dzięki poznaniu terminologii i podstaw mogłam samodzielnie poszukać informacji w Internecie. Przeczesałam całą sieć wzdłuż i wszerz, zapisując bądź zapamiętując wszystko to, co było istotne. Zaczęłam tworzyć własne programy, z których korzystam do dziś, oczywiście po paru przeróbkach. Ale moje zainteresowanie komputerami niosło ze sobą wiele konsekwencji. Opuściłam się w nauce, no bo w końcu cały swój wolny czas poświęcałam na siedzeniu przed monitorem i tworzeniu czegoś, czego inni nie rozumieli. Rodzice zaczęli mieć pretensje i postanowili ograniczać mi dostęp do jedynej rzeczy, która była w stanie pochłonąć mnie całkowicie.
- Tak zaczęłaś swoją przygodę z hackerstwem? – spytał odpalając już drugiego papierosa. Ja nadal męczyłam się z pierwszym, nie mogąc dopalić go do końca. Zamiast zaciągać się dymem i delektować cytrynowym smakiem filtra patrzyłam jak płomień powoli pali bibułę, którą był owinięty tytoń.
- Nie, tak zaczęłam moją przygodę z komputerami. Hackerstwo doszło potem, kiedy skończyłam szesnaście lat. Zmieniłam szkołę, zmieniłam otoczenie i swoje podejście do reszty swoich obowiązków. Oczywiście nadal nie można mnie było oderwać od laptopa, ale nauczyłam się to wszystko ze sobą godzić. By nie wzbudzać podejrzeń rodziców zaczęłam się bardziej udzielać, chodzić na imprezy i żyć jak na normalną nastolatkę przystało, a w wolnym czasie wracałam do własnych zainteresowań. Ale jak się już pewnie domyślasz, ciągle było mi mało. Naoglądałam się bowiem w dzieciństwie filmów i chciałam być jak oni, potrafić zrobić co tylko chcę, móc w pełni kontrolować to, co dzieje się w sieci, zdobywać więcej informacji i próbować nowych rzeczy. Tak więc przeszłam na nieco wyższy poziom i przekształciłam jeden z programów, które stworzyłam tak, by móc dzięki niemu spełnić swoje zachcianki. Wkrótce po tym potrafiłam włamać się na każde konto, do każdego systemu i wtedy nic nie mogło mnie już powstrzymać… - przymknęłam oczy przypominając sobie dzień, w którym dałam ponieść się emocjom i zostałam ukarana przez własną głupotę.
- Amelie, zaczekaj! – pobiegłam na górę do swojego pokoju nie zwracając uwagi na nawoływania matki. Byłam wystarczająco mocno wściekła po kłótni z Liamem i po drodze do domu złamałam zapewne kilka przepisów. Musiałam się tym zająć od razu, nim dane zostaną przesłane dalej i odczytane. Usiadłam przed komputerem i po chwili znów byłam jak w transie. Jedyne co musiałam zrobić to przebić się do radarów i włamać do policyjnego systemu, inaczej nie mogłabym usunąć wszystkich danych.
- Amelie, wołałam Cię chyba z dziesięć razy. – spojrzałam na mamę znad monitora i uśmiechnęłam przepraszająco.
- Przepraszam, to przez kłótnię z Liamem, chciałaś coś? – spytałam próbując trzymać swój temperament na wodzy.
- Za dziesięć minut będzie kolacja, a z Liamem to coś poważnego? – przewróciłam mentalnie oczami jednak lekki uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Nie przejmuj się, drobne sprzeczki, jak zwykle. Zaraz zejdę, i tak jest kolej Caluma do nakrycia stołu. – odparłam. Mama skinęła jedynie głową i posłała mi pokrzepiający uśmiech. Wypuściłam wstrzymywane powietrze i kręcąc głową wróciłam do swojego zadania. W niespełna pięć minut zdążyłam usunąć wszelkie zabezpieczenia i skasować obciążające mnie zdjęcia z bazy danych. Moja robota była praktycznie skończona, jednak nie mogąc nacieszyć się z jaką łatwością wkradłam się do policyjnej bazy danych, postanowiłam poszperać nieco więcej. Przeglądanie akt i czytanie o postępie jakichś spraw należało do jednego z moich ulubionych zajęć. Wtedy jednak zainteresował mnie szczególnie jeden plik. Folder, który był nieoznakowany, a zabezpieczenia do niego były wzmocnione. To on przykuł moją uwagę jak tylko znalazłam się w systemie.
Nad rozkodowaniem pliku musiałam siedzieć nieco dłużej, ale to jedynie zachęciło mnie bardziej. Czekałam cierpliwie aż wszystko zostanie pobrane i przekonwertowane, ale kiedy wreszcie się tego doczekałam, ogarnęło mnie niemałe rozczarowanie.
Folder był całkowicie pusty, żadnego dokumentu z ciekawymi danymi czy też zdjęciami, a liczyłam na jakieś akta w sprawie morderstwa czy czegoś w tym stylu.
- Amelie, kolacja! – usłyszałam z dołu. Nadal nieco zawiedziona wylogowałam się z systemu i zamknęłam laptopa schodząc do jadalni. Calum oczywiście dopiero teraz wziął się za rozkładanie talerzy, więc pomogłam mu z resztą chcąc już coś zjeść. Rodzice rozmawiali między sobą o sprawach związanych z pracą co jakiś czas zagadując nas i pytając o nasz dzień. Calum był bardziej rozmowny ode mnie. Moje myśli nadal były skupione na tamtym tajemniczym folderze. Po co policja miałaby zabezpieczać pusty plik lepiej niż własny system? Chyba że nie był on pusty, tylko to ja coś sknociłam i niechcący usunęłam jego zawartość, albo po prostu nie został on w pełni odblokowany i był niezdolny do odczytu. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę. – Calum zerwał się z miejsca i skierował do frontowych drzwi. Niczego nieświadomy otworzył je na oścież witając przybyłych.
- Dobry wieczór, Inspektor Campbell, czy tutaj mieszka Amelie Moert? – kiedy usłyszałam swoje imię od razu poderwałam głowę do góry. Rodzice nie wiedząc o co chodzi podeszli do drzwi, a ja trzymałam się z tyłu obserwując całą sytuację.
- Jean Moert, ojciec Amelie, czy coś się stało? – mężczyzna spojrzał na mojego tatę z lekką pogardą i wręczył mu złożoną kartkę papieru.
- Mamy nakaz aresztowania Pana córki. 



Hejka! Oto drugi rozdział opowiadania Grey_Hats, mam nadzieję, że wam się podoba, mimo iż nie jest za wiele powiedziane, o czym dokładnie jest ta historia ( chociaż można się domyśleć po zwiastunach). Od tej pory rozdziały będą dodawane regularnie co drugi tydzień w niedzielę, bądźcie cierpliwi. Zachęcam do czytania, zaraz wszystko się wyjaśni i rozkręci! 

Buziaki, drunkreindeer