Siedziałam w fotelu patrząc na tańczące w kominku
płomienie. Nie pamiętam kiedy ostatnio było tak spokojnie jak teraz. Zero
telefonów, pośpiechu, zwykły odpoczynek.
- Powinnaś dużo pić. – Harry wszedł do salonu z
dwoma parującymi kubkami.
- Co to? – spytałam biorąc od niego naczynie.
Przyjemne ciepło rozeszło się po moich dłoniach, aż w końcu zaczęło je parzyć.
Syknęłam z bólu odstawiając kubek na bok.
- Herbata. – odparł krótko siadając naprzeciw mnie.
Miał na sobie luźną koszulkę i czarne jeansy, kiedy ja siedziałam w dresach i
bluzie pod kocem, wyglądając jak siedem nieszczęść.
- Co ja jestem, Anglik, żeby ciągle pić herbatę? –
Harry przechylił lekko głowę na prawą stronę i uśmiechnął się.
- Nie mów mi, że masz coś przeciwko Anglikom. –
powiedział specjalnie uwydatniając swój brytyjski akcent. Zawtórowałam mu
śmiechem i przymknęłam powieki.
- Dodałem trochę rumu, powinno Cię to rozgrzać. –
dodał upijając łyk wrzątku. Na samą myśl o alkoholu zrobiło mi się cieplej.
Siedzieliśmy w ciszy, rozmyślając co dalej.
Wiedziałam, że prędzej czy później trzeba będzie wrócić do normalnego życia i
zmierzyć się z rzeczywistością, ale na razie byłam za słaba na cokolwiek. Odkąd
Harry zabrał mnie ze szpitala minęły trzy dni, które praktycznie w całości
przespałam próbując zregenerować siły. Nie miałam już problemu z poruszaniem
się samej, a nawet starałam się pomóc Harry’emu, ale ten zbywał mnie mówiąc, że
to robota dla jednej osoby. Czułam się bezużyteczna i też taka byłam. Bez
swojego sprzętu niewiele mogłam zdziałać ani pomóc, więc jedyne co mi pozostało
to odpoczywanie na fotelu, albo ewentualnie na kanapie.
- Pij póki ciepłe. – wskazał głową na stojący na
stoliku kubek. Niechętnie wyjęłam ręce spod koca i przyklepałam go na kolanach sięgając
zaraz po herbatę. Miałam ochotę wypić wszystko w kilku łykach, ale z pewnością
poparzyłabym sobie przy tym gardło, a dodatkowe problemy zdrowotne nie byłyby
wskazane. Powstrzymując się dmuchałam w parującą ciecz i upijałam raz po raz
małymi łyczkami. Harry patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jego
kubek był prawie pusty, ale mimo to ten co chwilę podnosił go do ust.
- Wiem, że chcesz wiedzieć co się stało. – patrzyłam
na niego przygotowując się mentalnie do opowieści.
- Powiedz tylko, od czego mam zacząć. – dodałam
nabierając powietrza do płuc, co przypomniało mi o tym, iż dawno nie miałam w
ustach papierosa. Przeleciałam oczami po pomieszczeniu, w którym się
znajdowaliśmy i utkwiłam go na rozpoczętej paczce Cameli. Harry zapewne
domyślił się do czego zmierzam. Kiedy tylko mój wzrok ponownie na nim spoczął,
ten wstał i podał mi papierosy wraz z zapalniczką.
- Najlepiej od samego początku, od tego, jak to
wszystko się zaczęło. – odparł wracając na swoje miejsce. Sam wyjął swoją
paczkę i odpalił jednego papierosa zaciągając się głęboko. Przez dłuższą chwilę
nie wypuszczał dymu z ust, przez co zwątpiłam, czy aby na pewno go podpalił,
jednak po chwili wyblakła chmura zaczęła unosić się nad jego głową zaspokajając
moją ciekawość.
- Masz na myśli to, co spowodowało że skończyłam jak
skończyłam? – spytałam niepewna od czego mam zacząć. W końcu wiele rzeczy
zostało przed nim zatajone, chociaż miał prawo wiedzieć, a reszta po prostu
zdarzyła się kilka lat przed jego poznaniem i nie było okazji, by o tym
wspominać.
- Opowiedz mi wszystko to, co uważasz, że powinienem
wiedzieć. – jego odpowiedź nie była taka, jakiej bym sobie życzyła, gdyż
problem tkwił w tym, iż nie wiedziałam jak w ogóle do tego podejść. Moja
historia zaczynała się wiele lat wstecz, kiedy byłam jeszcze nierozgarniętą
nastolatką próbującą nowych rzeczy.
- Od zawsze
byłam ciekawskim dzieckiem. Wpakowywałam się tam, gdzie nie powinnam, lubiłam
podsłuchiwać interesujących rozmów dorosłych, ale najbardziej kochałam
dowiadywać się, jak coś jest zbudowane. Często rozkręcałam zabawki, tostery, a
raz nawet próbowałam rozłożyć na części telewizor, ale na szczęście odwiodła
mnie od tego mama, grożąc, że jak tata by to zobaczył, nie usiadłabym na tyłku
przez tydzień. - zaśmiałam się pod nosem
przypominając sobie tamten wieczór. Ze śrubokrętami w tylnych kieszeniach
spodni dumnie zmierzałam w stronę salonu, kiedy moja mama oglądała akurat swój
serial. Bezceremonialnie wyłączyłam jej telewizor i zabrałam się za odkręcanie
pierwszych śrubek. Zaskoczenie mamy było nie małe. Była na tyle zdziwiona, iż w
pierwszej chwili wcale nie zareagowała tylko patrzyła się na mnie oszołomiona.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej co się dzieje i zabrała mi narzędzia
krzycząc, co ja sobie myślałam od tak wyłączając jej ulubiony program
telewizyjny, potem napomknęła jeszcze o konsekwencjach i zdenerwowaniu taty,
jeśli popsułabym telewizor przez swoje małe eksperymenty. Pamiętam, że po
tamtym incydencie cała skrzynka z narzędziami taty jak i moja były zamknięte
pod kluczem w schowku.
- Chęć rozkręcenia wszystkiego co wpadnie mi w ręce
ustała po czternastych urodzinach. Wraz z moim bratem dostaliśmy wtedy nasze
pierwsze komputery i zafascynowały mnie one tak bardzo, iż nie wystarczało mi
to, do czego potrafiłam dotrzeć sama.
- Co masz przez to na myśli? – Harry zmarszczył brwi
nie wiedząc do końca do czego zmierzam. Strzepnęłam nadmiar popiołu do kubka z
resztą herbaty i zaciągnęłam się ponownie, nim zaczęłam znowu mówić.
- Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o tych
urządzeniach bez konieczności ich rozbierania na części. Innymi słowy, chciałam
nauczyć się prawidłowo z nich korzystać. Na szczęście mieliśmy w szkole zajęcia
z informatyki, więc chcąc zrealizować swoje postanowienia, zagadałam do nauczyciela.
Ten zadowolony, że ktoś próbuje poszerzyć swoją wiedzę na temat komputerów
zaczął mi opowiadać o nich wszystko, co sam wiedział. Potem uczył podstawowych
kodów, konfiguracji, nieco programowania i szyfrowania. Skupiłam się na tej
jednej, jedynej rzeczy i zapominałam o Bożym świecie. Krótko po tym to, co
mówił do mnie nauczyciel przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, gdyż wszystko
czego mógł mnie nauczyć, zostało mi już przekazane. Dzięki poznaniu
terminologii i podstaw mogłam samodzielnie poszukać informacji w Internecie.
Przeczesałam całą sieć wzdłuż i wszerz, zapisując bądź zapamiętując wszystko
to, co było istotne. Zaczęłam tworzyć własne programy, z których korzystam do
dziś, oczywiście po paru przeróbkach. Ale moje zainteresowanie komputerami niosło
ze sobą wiele konsekwencji. Opuściłam się w nauce, no bo w końcu cały swój
wolny czas poświęcałam na siedzeniu przed monitorem i tworzeniu czegoś, czego
inni nie rozumieli. Rodzice zaczęli mieć pretensje i postanowili ograniczać mi
dostęp do jedynej rzeczy, która była w stanie pochłonąć mnie całkowicie.
- Tak zaczęłaś swoją przygodę z hackerstwem? –
spytał odpalając już drugiego papierosa. Ja nadal męczyłam się z pierwszym, nie
mogąc dopalić go do końca. Zamiast zaciągać się dymem i delektować cytrynowym
smakiem filtra patrzyłam jak płomień powoli pali bibułę, którą był owinięty
tytoń.
- Nie, tak zaczęłam moją przygodę z komputerami.
Hackerstwo doszło potem, kiedy skończyłam szesnaście lat. Zmieniłam szkołę,
zmieniłam otoczenie i swoje podejście do reszty swoich obowiązków. Oczywiście
nadal nie można mnie było oderwać od laptopa, ale nauczyłam się to wszystko ze
sobą godzić. By nie wzbudzać podejrzeń rodziców zaczęłam się bardziej udzielać,
chodzić na imprezy i żyć jak na normalną nastolatkę przystało, a w wolnym
czasie wracałam do własnych zainteresowań. Ale jak się już pewnie domyślasz,
ciągle było mi mało. Naoglądałam się bowiem w dzieciństwie filmów i chciałam
być jak oni, potrafić zrobić co tylko chcę, móc w pełni kontrolować to, co
dzieje się w sieci, zdobywać więcej informacji i próbować nowych rzeczy. Tak
więc przeszłam na nieco wyższy poziom i przekształciłam jeden z programów,
które stworzyłam tak, by móc dzięki niemu spełnić swoje zachcianki. Wkrótce po
tym potrafiłam włamać się na każde konto, do każdego systemu i wtedy nic nie
mogło mnie już powstrzymać… - przymknęłam oczy przypominając sobie dzień, w
którym dałam ponieść się emocjom i zostałam ukarana przez własną głupotę.
- Amelie, zaczekaj! – pobiegłam na górę do swojego
pokoju nie zwracając uwagi na nawoływania matki. Byłam wystarczająco mocno
wściekła po kłótni z Liamem i po drodze do domu złamałam zapewne kilka
przepisów. Musiałam się tym zająć od razu, nim dane zostaną przesłane dalej i
odczytane. Usiadłam przed komputerem i po chwili znów byłam jak w transie.
Jedyne co musiałam zrobić to przebić się do radarów i włamać do policyjnego
systemu, inaczej nie mogłabym usunąć wszystkich danych.
- Amelie, wołałam Cię chyba z dziesięć razy. –
spojrzałam na mamę znad monitora i uśmiechnęłam przepraszająco.
- Przepraszam, to przez kłótnię z Liamem, chciałaś
coś? – spytałam próbując trzymać swój temperament na wodzy.
- Za dziesięć minut będzie kolacja, a z Liamem to
coś poważnego? – przewróciłam mentalnie oczami jednak lekki uśmiech nie
schodził mi z twarzy.
- Nie przejmuj się, drobne sprzeczki, jak zwykle.
Zaraz zejdę, i tak jest kolej Caluma do nakrycia stołu. – odparłam. Mama
skinęła jedynie głową i posłała mi pokrzepiający uśmiech. Wypuściłam
wstrzymywane powietrze i kręcąc głową wróciłam do swojego zadania. W niespełna
pięć minut zdążyłam usunąć wszelkie zabezpieczenia i skasować obciążające mnie
zdjęcia z bazy danych. Moja robota była praktycznie skończona, jednak nie mogąc
nacieszyć się z jaką łatwością wkradłam się do policyjnej bazy danych, postanowiłam
poszperać nieco więcej. Przeglądanie akt i czytanie o postępie jakichś spraw
należało do jednego z moich ulubionych zajęć. Wtedy jednak zainteresował mnie
szczególnie jeden plik. Folder, który był nieoznakowany, a zabezpieczenia do
niego były wzmocnione. To on przykuł moją uwagę jak tylko znalazłam się w
systemie.
Nad rozkodowaniem pliku musiałam siedzieć nieco
dłużej, ale to jedynie zachęciło mnie bardziej. Czekałam cierpliwie aż wszystko
zostanie pobrane i przekonwertowane, ale kiedy wreszcie się tego doczekałam,
ogarnęło mnie niemałe rozczarowanie.
Folder był całkowicie pusty, żadnego dokumentu z
ciekawymi danymi czy też zdjęciami, a liczyłam na jakieś akta w sprawie
morderstwa czy czegoś w tym stylu.
- Amelie, kolacja! – usłyszałam z dołu. Nadal nieco
zawiedziona wylogowałam się z systemu i zamknęłam laptopa schodząc do jadalni.
Calum oczywiście dopiero teraz wziął się za rozkładanie talerzy, więc pomogłam
mu z resztą chcąc już coś zjeść. Rodzice rozmawiali między sobą o sprawach
związanych z pracą co jakiś czas zagadując nas i pytając o nasz dzień. Calum
był bardziej rozmowny ode mnie. Moje myśli nadal były skupione na tamtym
tajemniczym folderze. Po co policja miałaby zabezpieczać pusty plik lepiej niż
własny system? Chyba że nie był on pusty, tylko to ja coś sknociłam i niechcący
usunęłam jego zawartość, albo po prostu nie został on w pełni odblokowany i był
niezdolny do odczytu. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę. – Calum zerwał się z miejsca i
skierował do frontowych drzwi. Niczego nieświadomy otworzył je na oścież
witając przybyłych.
- Dobry wieczór, Inspektor Campbell, czy tutaj
mieszka Amelie Moert? – kiedy usłyszałam swoje imię od razu poderwałam głowę do
góry. Rodzice nie wiedząc o co chodzi podeszli do drzwi, a ja trzymałam się z
tyłu obserwując całą sytuację.
- Jean Moert, ojciec Amelie, czy coś się stało? –
mężczyzna spojrzał na mojego tatę z lekką pogardą i wręczył mu złożoną kartkę
papieru.
- Mamy nakaz
aresztowania Pana córki. Hejka! Oto drugi rozdział opowiadania Grey_Hats, mam nadzieję, że wam się podoba, mimo iż nie jest za wiele powiedziane, o czym dokładnie jest ta historia ( chociaż można się domyśleć po zwiastunach). Od tej pory rozdziały będą dodawane regularnie co drugi tydzień w niedzielę, bądźcie cierpliwi. Zachęcam do czytania, zaraz wszystko się wyjaśni i rozkręci!
Buziaki, drunkreindeer
ciekawe, będę zaglądać co dwie niedziele :D
OdpowiedzUsuńhttp://beingabletolove.blogspot.com/
Życzę weny i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńhttp://mine-hs.blogspot.com/